Jeszcze półtora roku temu borykałam się z różnymi – mniej i bardziej uciążliwymi dolegliwościami. W moim życiu bóle migrenowe, które miewałam od kilkunastu lat, wracały niczym bumerang w każdy weekend. Bóle były tak silne, że spożywałam coraz silniejsze leki przeciwbólowe, w tym ketonal forte, po którym ból żołądka był tak mocny, że chwilami sama już nie byłam w stanie wytrzymać jednoczesnego, równie silnego bólu i głowy i żołądka. Nadmiar wydzieliny w gardle – w zasadzie od ok. 8 lat, który z każdym rokiem przybierał na sile. Diagnoza – niejedna: zatoki, alergia, a nawet początek astmy… Wiosną w okresie kwitnienia drzew, a latem w okresie żniw – prawie się dusiłam od kaszlu (z niewielkimi przerwami), jesienią i zimą jakby trochę mniej, ale problem istniał nadal… W 2014 r. zdiagnozowano u mnie z kolei poważne, rozległe zmiany na wątrobie i torbiele. Wysypka na plecach, zmiany miejscowe (nieliczne, ale jednak) na skórze – trochę przypominające liszaje, ale to jednak nie one. W dodatku początek 2016 r. na skutek zmęczenia i stresu w pracy, trwającego kilka miesięcy – ból stawów, kości, silne bóle głowy. Bez tabletek przeciwbólowych nie byłam w stanie funkcjonować. Wiedziałam, że to nie może trwać wiecznie, że muszę coś w swym życiu zmienić, że to co mi doskwiera, nie jest przypadkiem, darem od losu, a konsekwencją moich wyborów – mniej lub bardziej świadomych. Dlatego zdecydowałam się na zmiany…