PHO
W swoim przepisie na zupę PHO Marta proponuje nam istny tygiel smaków. Przepis poprzedza opisem, w którym zachwala jej walory, wręcz wyznaje wszem i wobec – niczym nieskrępowaną do niej miłość. Jednocześnie uprzedza nas, że lista produktów niezbędnych do jej przygotowania będzie długa, jednakże zdaniem Marty warto się w nie wyposażyć, gdyż po pierwszym spróbowaniu, zupa uzależnia. Czy tak było i w moim przypadku?
Niestety… mnie nie rozkochała w sobie. By ją przygotować, zgodnie z zapowiedzią autorki przepisu, musimy mieć: cebulę, kawałek imbiru, łupiny kardamonu, gwiazdki anyżu, laskę cynamonu, nasiona kolendry, fenkułu, ziarna czarnego pieprzu, goździki, bakłażana, marchewkę, pora, seler korzeniowy, kwaśne jabłko, olej do smażenia oraz brandy lub whiskey, pastę miso, sos sojowy, cukier trzcinowy, grzyby shiitake, suszone, orzeszki ziemne i wodę. Oj, dużo tego wszystkiego! Dla większości osób nie wszystkie składniki mogą stanowić standardowy produkt „pierwszej potrzeby”. Marta sugeruje jednak, że niektóre można pominąć lub zastąpić innymi. Zupa wymaga także długiego gotowania minimum 1 godzina, ale najlepiej 2,5 godziny. Czy warto? Moim zdaniem – osoby otwarte na nowe smaki, koniecznie muszą ją spróbować, być może zachwyci swą oryginalnością i orientalnym smakiem. Osoby mniej odważne – muszą na nią jeszcze poczekać…
Ocena potrawy:
Smak: średni
Czas przygotowania: minimum 1,5 godziny
Stopień trudności: średni
Dostępność produktów: średnia
Polecam: raczej nie