Jej wysokość – Jaglanka

Jej wysokość – Jaglanka

Zaczęło się niewinnie w 2015 roku, kiedy to zaprzyjaźniona dietetyk zachęciła mnie do przeprowadzenia diety jaglanej. W zasadzie nie pamiętam, co było tego powodem, jakie dolegliwości wówczas odczuwałam. Może zwyczajnie – rozmawiałyśmy o oczyszczaniu organizmu i stąd pojawiła się u mnie chęć, by skosztować kaszy jaglanej. Wstyd się przyznać, kiedy dziś ilości zjedzonej przeze mnie kaszy można liczyć w kilkunastu, a może nawet kilkudziesięciu kilogramach, ale wtedy jej nie znałam. U mnie w domu nigdy się jej nie gotowało. Zresztą poza kaszą gryczaną i ewentualnie pęczak – o istnieniu innych kasz niewiele wiedziałam. Wtedy jednak za namową koleżanki – dieta jaglana była dość restrykcyjna, by nie napisać uboga. Ówczesne zalecenia to: kasza jaglana wraz z gotowanymi na parze warzywami pierwszego dnia, zaś drugiego i trzeciego pojawiło się urozmaicenie – obok warzyw na parze, mogłam sobie pozwolić na „rarytas” w postaci gotowanego lub pieczonego jabłka. Chętnie wtedy po trzech dniach wróciłam do „normalnego” jedzenia.

Dopiero książka Marka Zaremby Jaglany detoks odczarowała dla mnie kaszę i dania, gdzie dziś wjedzie ona prym nie tylko pośród kasz, ale posiłków w ogóle. Dania z książki okazały się tak smaczne, proste i aromatyczne, że na stałe zagościły w mojej codziennej kuchni. Co ciekawe – kolejnym i całkiem nowym odkryciem, które sprawiło, że kasza jaglana ostatecznie podbiła moje podniebienie (w tym wypadku bowiem serce podbite zostało jako pierwsze) było ugotowanie tej BIO… Przeczytałam w jednej z książek Beaty Pawlikowskiej, że różnica w smaku pomiędzy tą kaszą „marketową” a BIO, kupowaną w wyspecjalizowanych sklepach jest ogromna. Nie ukrywam, że dość sceptycznie się do tego odniosłam, zresztą – częstokroć miewam wrażenie, że hasło BIO jest dość mocno przereklamowane… A jednak…! W tym wypadku bardzo się pomyliłam. Moja kasza nie dość, że ugotowała się równo, w jednakowym stopniu – wszystkie oczka stały się miękkie, to jeszcze ten smak… Przygotowałam ją w sposób nieco inny niż zazwyczaj – parząc gotującą się wodą (zazwyczaj jednak wcześniej prażę ją na patelni i przelewam wrzątkiem z chwilą, gdy zaczyna się z niej wydobywać piękny, orzechowy zapach). Kasza BIO była wyjątkowa! Bez posmaku goryczki.

Co czyni kaszę jaglaną niekwestionowaną królową kasz? Kasza pośród produktów zbożowych znajduje się w nielicznym gronie tych zbóż, które mają właściwości zasadotwórcze. Co dla nas – żyjących w ciągłym pędzie i stresie, jedzących w pośpiechu, często produkty przetworzone lub typu fast food, spożywających nadmierne ilości białka zwierzęcego (ciężkostrawne) jest bardzo wskazane! Ma ona liczne zasoby witamin z grupy B, dodatkowo posiada witaminy D, E i K, zawierała minerały, wapń, fosfor i potas oraz lecytynę. Zawiera także żelazo (czyli polecana osobom ze skłonnością do anemii) oraz krzem (piękna skóra, włosy, wpływa na elastyczność naczyń krwionośnych i przemianę materii). Ponadto jest zasobna w karoten, który wpływa pozytywnie na podrażnioną śluzówkę oraz krzemionkę, która z kolei bardzo dobrze działa na nasze stawy.

Istotnym – szczególnie dla osób nie jedzących białka zwierzęcego jest fakt, że kasza będzie świetnym jego zamiennikiem. W dodatku w przeciwieństwie do mięsa jest lekkostrawna, ponadto jest termicznie ciepła, przez co wpływa dobroczynnie na wychłodzony organizm. Energia w niej zawarta uwalnia się powoli, dając nam poczucie nasycenia przez wiele godzin. Jednak to, co dla mnie okazało się najbardziej istotne – kasza ma właściwości detoksacyjne. Usuwa złogi nagromadzone w organizmie, toksyny i metale ciężkie, pozwala pozbyć się efektu zakwaszenia organizmu. Jeszcze jedno – dzięki niej możemy pozbyć się nagromadzonego śluzu, którego objawem jest chociażby zwyczajny katar, czy problemy z chorobami zatok. Za jej sprawą zmniejszymy niewątpliwie stan zapalny błon śluzowych. W moim wypadku przy drugim i trzecim jaglanym detoksie – odczuwałam silny ból w udach, jakbym… miała zakwasy po ciężkim wysiłku związanym ze sportem. To ewidentny znak, iż proces odkwaszania organizmu przebiegał poprawnie tudzież sygnał, że poziom zakwaszenia w moim organizmie był znaczny. Kolejny – czwarty jaglany detoks, nie ujawnił lub w bardzo małym stopniu – takich objawów. Wtedy też zauważyłam znaczną poprawę w zakresie zmniejszenia wydzielanego przez mój organizm śluzu. Cały czas towarzysząca mi wcześniej wydzielina w gardle – wyraźnie ustąpiła i wraca w okresie, gdy jestem chora.

Na dziś zakończę mój długi wywód na temat kaszy jaglanej, choć niewątpliwie niebawem do niej wrócę. Ten temat jest bowiem nie tylko jak rzeka, ale jest jak szczyt górski, który wyznacza nam cel w życiu i sprawia, że dzięki poprawie stanu zdrowia i ducha stajemy się pewniejsi siebie i niewątpliwie bardziej szczęśliwi.

Dodaj komentarz